Przejdź do treści

Początkowo uwielbiany przez elity polityczne i tłumy. Uważany za ojca nowej, niepodległej Słowacji. Później odbierany jako największy jej destruktor, człowiek, który zniechęcił światowych polityków i zabił zaufanie, którym był darzony jego kraj.

Mówił o wzmocnieniu federacji, a ostatecznie doprowadził do podziału Czechosłowacji. Mówił o integracji z Unią Europejską i NATO, a ostatecznie doprowadził do izolacji Republiki Słowackiej. Trzy raz był premierem i trzy razy odchodził w niesławie. "Nie jest cynikiem, jest wariatem" - twierdzą jego przeciwnicy. Pod koniec do odejścia wzywali go nawet psychiatrzy.

Vladimir Mecziar - człowiek niewątpliwie najbardziej znany na świecie spośród naszych południowych sąsiadów. Znany jednak z jak najgorszej strony. Znany jako ten, który przez swoje rządy, pełne dziwnych , skandalicznych , niedemokratycznych decyzji , doprowadził do skłócenia narodu i wykluczyły Słowację z grona państw oczekujących na przystąpienie do struktur euroatlantyckich. Wszystko to jednak odbywało się na oczach milionów ludzi, którzy za pośrednictwem kamer telewizyjnych i mikrofonów radiowych na bieżąco obserwowali poczynania władz, wystawiając koalicji rządzącej rachunek w postaci przegranych wyborów we wrześniu 1998 roku.

Mam mnóstwo przyjaciół wśród bratysławskich inteligentów. To jest naprawdę elita na europejskim poziomie. Ci ludzie po prostu nie zasłużyli sobie na to, żeby rządził nimi taki Mecziar - powiedział węgierski politolog Laszló Keri.

Słowacja, w której jak bumerang do władzy trzy razy powracał Vladimir Mecziar, dziś odstaje od środkowoeuropejskiej średniej. Czy rzeczywiście Słowacy zasłużyli sobie na taki los? Nie ma żadnych obiektywnych przyczyn, by miało się im wieść gorzej niż Czechom, Węgrom czy Polakom. Nie powinni znajdować się w drugiej lidze krajów aspirujących do NATO i Unii Europejskiej. Ale spadli do niej. Zawdzięczają to właśnie Mecziarowi, którego na własne nieszczęście sami sobie wybierali, nie do końca orientując się, z kim mają do czynienia. Wprawdzie z wyborów na wybory głosowało na niego coraz mniej ludzi, ale dopiero w zeszłym roku udało się go odsunąć od władzy w sposób - wydaje się - ostateczny.

Kim właściwie jest Mecziar? Skąd się wziął? Co robił przed rokiem 1989? Tak naprawdę nikt tego nie wie. Nie był osobą znaną, więc nie ma żadnych relacji o jego wcześniejszych losach. A w to, co sam o sobie opowiada, nie można wierzyć ani trochę. Wszak nawet jego opowieść o tym, jak poznał swoją żonę, nie pokrywa się z tym, co mówi sama żona. Mecziar ma chorobliwą skłonność do zmyślania - twierdzą jego współpracownicy.

W mojej pracy chciałbym spróbować opisać i przeanalizować postać, działania i całe wręcz „zjawisko” Vladimira Mecziara. Człowieka, który w młodym, demokratycznym państwie dążył do rządów autorytarnych i doprowadził gospodarkę do ruiny, czyli jednym słowem zrobił wiele złego.

Kontrowersyjna postać i działania „żelaznego Vlado” wydają mi się niezwykle ciekawe i warte przeanalizowania. Być może ku przestrodze? A nuż i nam przydarzył by się ktoś taki?

W swojej pracy korzystałem głównie z publikacji prasowych, zarówno polskich jak i słowackich, własnych obserwacji a także z, wydaje mi się że w miarę obiektywnych, wypowiedzi samych Słowaków, bezpośrednich świadków wydarzeń.

 

POCZĄTKI KARIERY POLITYCZNEJ VLADIMIRA MECZIARA

Pojawienie się Vladimira Mecziara na scenie politycznej Słowacji

Po aksamitnej rewolucji 1989 roku powstawały gabinety kompromisu, które miały doprowadzić kraj do pierwszych wolnych wyborów. W Bratysławie powstawał naprędce rząd pod kierownictwem komunistycznego reformatora z roku 1968, Milana Czicza. Brakowało szefa MSW. Rewolucyjne czasy przynosiły rewolucyjne rozwiązania: na ministra spraw wewnętrznych rozpisano konkurs. - Teraz się łatwo z tego śmiać, ale kto wtedy w ogóle wiedział, co to znaczy "ministerstwo siłowe"? - mówił Peter Zajac, wówczas członek ścisłego kierownictwa rewolucyjnego Społeczeństwa Przeciw Przemocy. Jednym ze startujących był Vladimir Mecziar. Nikt wtedy nie wiedział, skąd się wziął. - Przyszedł jakiś facet i wszystko wiedział - tak któryś z uczestników rewolucji roku 1989 referował wyniki konkursu na szefa słowackiego MSW. Wiedziano o nim tylko tyle, że był prawnikiem w fabryce butelek i słoików w Trenczynie. Pochodzić miał ze środowiska reformatorów komunistycznych 1968 roku. Wyrzucono go ponoć z organizacji młodzieżowej tuż po sowieckiej inwazji. Rekomendację na konkurs miał podobno od samego Aleksandra Dubczeka. (1)

To jednak tylko niesprawdzone opinie. Tak naprawdę o Mecziarze sprzed roku 1989 trudno powiedzieć coś konkretnego i na pewno. Sam wielokrotnie zmieniał wersje swoich losów.

Był najstarszym synem w rodzinie krawca w Ladomierskiej Viesce koło Żiaru nad Hronem, w sercu Słowacji. W dzieciństwie miał mieć biedną rodzinę, z kochającą matką i surowym ojcem. Był ministrantem, opiekował się ponoć rodziną sąsiadów, której ojca zamknęli komuniści. Po szkole chodził do technikum, potem poszedł do wojska, a po nim zasilił szeregi komunistycznego Związku Młodzieży Czechosłowackiej. Sam twierdził, że był zawsze człowiekiem głęboko wierzącym. Jakiś znajomy zapamiętał go jako młodego agitatora-ateistę, który w wiejskiej szkole mówił: "Słuchajcie, dzieci, Pan Bóg jest wszechmogący, ale czy może stworzyć taki wielki kamień, że go sam nie uniesie?".

Twierdzi, że po sowieckiej inwazji w roku 1968 stracił pracę i w starym trabancie tułał się po kraju. Pod Trenczynem się rozbił i wylądował w powiatowym szpitalu, gdzie pracowała jako lekarka jego obecna żona.

Wspomnienia obojga się różnią. Pani Mecziarowa twierdzi, że Vladimir nie był jej pacjentem, bo pracowała na oddziale kobiecym. Spotkała go przypadkiem. Pytał o jakieś szczegóły, była zajęta i zniecierpliwiona, trochę się posprzeczali. Wersja Mecziara jest inna: po wypadku odzyskał przytomność w szpitalu. Obudził się i zobaczył pochylonego nad sobą anioła, piękną, troskliwą, młodą lekarkę.

Od wypadku pod Trenczynem przerwa w oficjalnym życiorysie trwa do aksamitnej rewolucji, po której został ministrem spraw wewnętrznych, wszedł na bratysławskie salony. - Zachowywał się między nami jak nieśmiały student zaproszony przez profesorów na herbatkę - śmieje się Peter Hunczik, wtedy doradca Vaclava Havla i współzałożyciel Społeczeństwa Przeciw Przemocy. (2)

Przywódcy rewolucji spotykali się co piątek wieczorem. Debatowali, referowali, co się stało w ostatnich dniach w Pradze i Bratysławie, ustalali plan na następny tydzień. Mecziar był człowiekiem "spoza towarzystwa". - Siedział z boku, nie odzywał się - mówi Hunczik. Notował. Był skupiony, poważny, zawsze przygotowany, wyjątkowo skuteczny w działaniu. Wobec kierownictwa absolutnie lojalny, chwilami aż za bardzo.

Był rok 1990, zbliżały się pierwsze demokratyczne wybory i antykomunistyczna opozycja martwiła się, jak je wygrać. Dość mglistą debatę intelektualistów przerwał skromny, rzetelny szef MSW Vladimir Mecziar: "Panowie, ja mam w rękach połowę Słowacji! Wystarczy, że powiecie, co mam zrobić!". Pisarz i publicysta Milan Szimeczka wspomina, że właśnie wtedy Mecziar wydał mu się podejrzany, a może i trochę niebezpieczny. Nic jednak nie powiedział. Dosyć było innych problemów, dyskusja potoczyła się dalej.

 

Pierwsza odsłona rządów

Mecziar umiał przemawiać i świetnie wypadał w telewizji. Latem 1990 roku na Słowacji odbyły się wybory. Wygrało je Społeczeństwo Przeciw Przemocy. Mecziar był wtedy czwarty na liście najpopularniejszych polityków w kraju. Wśród elit miał opinię rzetelnego fachowca, dynamicznego technokraty. - Po prostu nie miał konkurencji - wspominała niedługo potem profesor Sonya Szomolanyi z ówczesnego kierownictwa Społeczeństwa Przeciw Przemocy. Mecziar został premierem.

Całe miesiące zachwycano się jego działalnością. Po wielogodzinnych obradach rządu siadał o północy nad dokumentami i rano znał je lepiej od tych, którzy je przygotowali. W międzyczasie wychodził przed kamery i, bez przygotowania, wygłaszał oświadczenia. Po południu występował na wiecu i hipnotyzował tłumy. Jego popularność biła wszelkie rekordy. (3)

Tak było na zewnątrz. W najbliższym otoczeniu ukazywał się taki, jakim był naprawdę. Arogancki, bezkompromisowy i wręcz przerażający. Jego ówcześni współpracownicy wspominali, że miał świetną pamięć. Podczas posiedzeń rządu, aby zyskać przewagę nad ministrami przepytywał ich na wyrywki z treści dyskutowanych materiałów. Gdy nie umieli wyzywał ich w niewybredny sposób. Gdy kierownictwo Społeczeństwa Przeciw Przemocy nie godziło się na jego wersję podziału kompetencji między poszczególnymi organami władzy w Pradze i Bratysławie, na odchodne pożegnał ich bardzo wulgarnym zwrotem.

W drugiej połowie 1990 roku, gdy Czechosłowacji zostały jeszcze niecałe trzy lata istnienia Słowacy czuli się w państwie niedowartościowani, przytłoczeni przez dwa razy liczniejszych Czechów. Lider chadeków Jan Czarnogursky mówił, że w Unii Europejskiej Słowacja powinna mieć "swoją gwiazdę". Początkowo mówiono tylko o nowym podziale kompetencji i zmieniono nazwę: z "Czechosłowacji" na "Czecho-Słowację".

Nacjonalistów jednak nie zadowalała taka subtelna kosmetyka. Gromadzili tłumy na manifestacjach przeciw "dyktatowi Pragi". Dochodziła do tego sprawa Węgier - kraju, który na Słowacji wywołuje podobne emocje, jak na przykład Polska na Litwie. Do dziś na południu Słowacji żyje ponad pół miliona Węgrów. W nich i w Czechów uderzył budzący się wówczas nacjonalizm.

Premier Mecziar, wówczas jeszcze lojalny wobec intelektualistów ze Społeczeństwa Przeciw Przemocy, był zdecydowanym zwolennikiem federacji czechosłowackiej. W jednym ze sporów z obecnymi już wtedy w parlamencie nacjonalistami, w sprawie ustawy o języku, przeforsował jej korzystną dla mniejszości narodowych wersję. W dodatku potrafił ten krok wytłumaczyć rozgoryczonemu tłumowi demonstrującemu przed parlamentem. Bratysławskie elity były zachwycone. - A Mecziar właśnie wtedy zaczął się autonomizować - wspomina Peter Hunczik. - Zobaczył, jaką siłę może zyskać, grając na nastrojach nacjonalistycznych. I przekonał się, że tylko on jest w stanie nad tymi emocjami zapanować. (4)

Kiedy poczuł tę siłę, rozpoczął walkę z elitami. Mecziar już wcześniej tracił nad sobą panowanie, wrzeszczał na ministrów, awanturował się. Wtedy doszedł kolejny element, często powracający w jego karierze: wyciągał nie wiadomo skąd teczki, mające świadczyć o współpracy jego wrogów z SB. Na pytanie, skąd to ma, odpowiadał: znalazłem na biurku!

Ta absurdalna odpowiedŹ, która stała się element potocznego języka słowackiego padła pierwszy raz pod koniec 1990 roku, kiedy Mecziar zaatakował swojego ministra spraw wewnętrznych. Koalicja jednak zwlekała z odwołaniem i premier wprowadził do swojego niepowtarzalnego stylu politycznego kolejny, wielekroć potem powtarzany gag: zniknął. Jego sekretarka relacjonowała, że premier przed opuszczeniem gabinetu wymachiwał kartką, na której napisał, że podaje się do dymisji, miotał się i wrzucał papiery, książki, dokumenty do kufra. Zapełnił go, zatrzasnął i tyle go widziano. - Na wieczór tego samego dnia miał zaplanowaną kolację z niemieckimi biznesmenami. Na drugi dzień przyjeżdżał Havel. Dzień potem mieliśmy jechać do Budapesztu - wylicza Martin Hryc, jego ówczesny rzecznik. - Nikt nie wiedział, co robić, gdzie szukać premiera, jak tłumaczyć jego nieobecność. Ale była panika!

Niemcy w końcu najedli się sami, wizytę w Budapeszcie odwołano. Havla przywitali skonsternowani przywódcy Społeczeństwa Przeciw Przemocy.

Mecziar zjawił się niespodziewanie, zmęczony, zdruzgotany, małomówny. Porozmawiał z Havlem w cztery oczy i oznajmił, że zostaje. Jego ówcześni współpracownicy mówili, że najprawdopodobniej wtedy przed Havlem zmiękł, pokazał mu swoją słabą stronę i od tamtej pory go nienawidzi.

Wybryki Mecziara zraziły kierownictwo Społeczeństwa Przeciw Przemocy. Zażądali wyjaśnień, ale Mecziar wtedy już nie miał ochoty się podporządkować czy tłumaczyć komukolwiek.

Pierwsza dymisja i ponowne powołanie na urząd premiera

Jednak jego zachowanie straszyło wtedy tylko wąski krąg rządzących. Masy Słowaków o tym nie wiedziały i kochały Mecziara. Czuł to i poszedł w zaparte, bo wiedział, że już wkrótce w 1992 roku odbędą się nowe wybory.

W roku 1991 Mecziar został odwołany przez tę samą koalicję, która wcześniej uczyniła go premierem.

Premierem został lider chadeków Jan Czarnogursky. Ale Mecziara popierało już 90 proc. Słowaków. Zaczął powtarzać mit, którym żywił siebie i Słowaków aż do końca: że lud chce, aby rządził, ale władzy pozbawili go gabinetowi intryganci ze stolicy, sługusi Pragi. Kiedy noszony przez tłum na rękach Mecziar robił z siebie męczennika, rewolucyjny przywódca Społeczeństwa Przeciw Przemocy, socjolog Fedor Gal już nie mógł się swobodnie poruszać po ulicach Bratysławy. Zrażony nieustanną wrogością wyjechał na stałe do Pragi. (5)

Mecziar odszedł do opozycji z grupą wiernych posłów i z nimi tworzył Ruch na rzecz Demokratycznej Słowacji (HZDS). Rok do wyborów spędził na przekonywaniu ludzi, że tylko on jest w stanie zmusić Czechów i ich zwolenników z Bratysławy do sprawiedliwego traktowania wykorzystywanych Słowaków.

Choć prezentuje się jako twórca słowackiej państwowości, jeszcze wtedy był zdecydowanym przeciwnikiem podziału państwa. Co chwila miał inny pomysł, jeden mniej konkretny od drugiego: federacja, konfederacja, współżycie i niezależność. - Jemu tak naprawdę nigdy nie chodziło o nic mniej i o nic więcej jak o władzę. Ideologia, pod jaką ją zdobywał, była tylko instrumentem - twierdził Szimeczka.

W połowie 1992 roku w Czechosłowacji odbyły się wybory. W Czechach wygrał je Vaclav Klaus, a na Słowacji - Vladimir Mecziar, który znowu został premierem. Obaj nie byli wcześniej znani i obaj zrobili kariery dzięki rewolucji. Obaj odsunęli od władzy formacje, które wywołały rewolucję.

Żadna ze zwycięskich partii nie szła do wyborów 1992 roku z programem podziału Czechosłowacji. Przeciwnie, Mecziar zapewniał, że podnosi kwestię słowacką, aby wzmocnić federację. Trafił jednak na Klausa, który grał twardziela: albo wszystko zostaje po staremu, albo się dzielimy. Gdzieś w lipcu 1992 roku pierwszy raz publicznie padło stwierdzenie, że rozmowy dotyczą już "prawomocnego zaniku wspólnego państwa. Dnia 17 lipca 1992 słowacki parlament podjął uchwałę o utworzeniu niezależnego państwa Słowackiego. Głosowanie nad ustawą o rozpadzie Czech i Słowacji odbyło się w listopadzie. Mecziar poprzedził je wystąpieniem telewizyjnym. - Jeszcze żaden naród nie żałował, że miał swoje państwo - powiedział. Od tamtego czasu dzieli partie, polityków i ludzi na tych, którzy chcieli albo nie chcieli "niezależnej Słowacji". "Czechosłowakista" czy "federalista" to w jego ustach wyzwisko. Szybko udało mu się zapomnieć, że to Klaus zmusił go do zaakceptowania idei niezależności obu republik. (6)

Pierwszego stycznia 1993 roku mapa Europy powiększyła się o dwa państwa Republikę Czeską i Republikę Słowacką.

Niemal jednocześnie z Czecho-Słowacją zaczął się także rozpadać mecziarowski Ruch na rzecz Demokratycznej Słowacji. Pojawili się w nim buntownicy, którzy zaczęli zarzucać liderowi arogancję, dyktatorskie zapędy, notoryczne kłamstwa. Posłowie odchodzili od niego w małych grupkach. W końcu Mecziar został w mniejszości, ale jeszcze przez całe miesiące utrzymywał się u władzy.

- On zdobywa władzę i potem natychmiast zaczyna intrygować przeciw najbliższemu otoczeniu, bo się boi konkurencji. To on musi błyszczeć - mówi Milan Kniażko, w czasie podziału Czecho-Słowacji działacz HZDS. - Od dawna byliśmy niezadowoleni z jego metod, z tego, że się izolował, z wiecznego zaogniania stosunków z Czechami.

Dodaje, że Mecziar nieustannie wprowadzał napięcie, któe wykańczało jego współpracowników psychicznie, a jemu właśnie o to chodziło. (7)

Odchodzenie kolejnych zwolenników Mecziar interpretował jako wynik spisku. Rządził już całkowicie we własnym, niepowtarzalnym stylu, na przykład zdecydował na spotkaniu z Klausem o rozdzieleniu dotychczas wspólnej waluty, ale nikomu o tym nie powiedział. Minister finansów dowiedział się o fakcie z gazet. Negocjował o poszerzeniu koalicji i jednocześnie w telewizji oskarżał potencjalnych koalicjantów o łapownictwo. Napadał na prezydenta Michala Kovacza, który pozwalał sobie na krytyczne uwagi. W końcu odeszła od niego kolejna zdesperowana grupa posłów. Był 11 marca 1994 roku, kiedy drugi raz odwołano go z funkcji słowackiego premiera. Posłowie zdecydowali, że w kraju odbędą się przedterminowe wybory.

 

PRZEBIEG I METODY RZĄDZENIA KRAJEM DO UTRATY WŁADZY

Ponowne dojście do władzy

Rok 1994 to kolejna odsłona wyborów parlamentarnych na Słowacji. Przez nieustanne konflikty popularność Mecziara spadała i nikt już nie pamiętał o dawnych 90 proc. poparcia dla niego. W kampanii wyborczej potrafił jednak rozbudzać strach i podejrzliwość u Słowaków i udało mu się w ten sposób skupić ponad jedną trzecią wyborców.

"Nigdy więcej sporów!" - brzmiało hasło jego kampanii wyborczej, w której prezentował się jako męczennik, ofiara spisku zachodnich biznesmenów, Milana Kniażki, Billa Clintona, Jana Czarnogurskiego, Vaclava Havla. Na odwołanie swojego rządu stworzył specjalną nazwę: "pucz parlamentarny". Tymczasowy rząd Jozefa Moravczika zdemaskował jako "rząd nie-Słowaków". Wykorzystywał każdą szansę. W dniu głosowania okazało się, że w jego lokalu wyborczym nie ma jego nazwiska w spisie wyborców. Zgodnie z prawem wystarczyło pokazać dowód osobisty (właśnie tak tę techniczną pomyłkę załatwiło tego samego dnia dwóch innych znanych polityków). Ale nie Mecziar. Przed kamerami oskarżył rządzących, że chcą mu uniemożliwić głosowanie, krzyczał, że to gwałt na demokracji i demonstracyjnie wyszedł z sali. Oskarżał o to właśnie „nie-Słowaków”. (8)

Poskutkowało, znów zyskał najlepszy wynik. I tak był niezadowolony. Kiedy zobaczył, że jego Ruch nie ma dość mandatów, by rządzić samodzielnie znowu zniknął na kilka dni.

Nowy parlament składał się głównie z polityków, którzy na Mecziarze kiedyś się już sparzyli i na więcej nie mieli ochoty. Po prostu się go bali jako partnera.

Metody rządzenia

Żeby trzeci raz zostać premierem, Ruch Mecziara musiał w parlamencie sprzymierzyć się ze skrajną Słowacką Partią Narodową oraz Stowarzyszeniem Robotników Słowacji, które do parlamentu weszło pod hasłem "My pracujemy, a oni czytają książki!". Obie te partie łączy otwarta niechęć do Unii Europejskiej, NATO i Zachodu w ogóle. Z jednym wyjątkiem: narodowcy mają świetne kontakty z francuskim Frontem Narodowym Jean Marie Le Pena. (9)

Pierwsze posiedzenie parlamentu po zawiązaniu nowej koalicji przeszło do historii jako "noc długich noży". Przez kilkadziesiąt godzin nieprzerwanych obrad pozbawiono opozycję jakiegokolwiek wpływu na cokolwiek w państwie. Rządzący wzięli wszystko: urzędy gospodarcze, radio i TV, komisje parlamentarne, urzędy kontrolujące prywatyzację. Głosowali na komendę, nie tracąc czasu na dopuszczanie do głosu protestujących. Przez następne lata ta metoda obrad parlamentu zyskała nazwę "walcowanie". Mecziar i jego ludzie na koniec obrad powołali dwie specjalne komisje: jedna miała zbadać "pucz", który kilka miesięcy wcześniej obalił Mecziara, zadaniem drugiej było sprawdzenie, czy części opozycji nie dałoby się odebrać mandatów. - To prawo demokracji, przecież mamy w parlamencie większość - tłumaczyli rządzący. (!)

Wszystko to było możliwe dzięki absolutnej dyscyplinie. Z partii Mecziara już wcześniej odeszli ostatni samodzielnie myślący ludzie. Zostali niemal wyłącznie trzeciorzędni działacze. Do ostatniej chwili nie wiedzieli, czego będzie dotyczyć następne głosowanie, nie dawano im czasu na myślenie.

"Noc długich noży" określiła styl rządzenia Mecziara na kolejne cztery lata. Potem już zmieniało się tylko to, że w miarę napływających z Zachodu protestów ten styl się radykalizował. (10)

Krótko po tym Mecziar próbował usunąć prezydenta Michala Kovacza, znienawidzonego za to, że sprowokował odwołanie jego poprzedniego rządu. Nowa koalicja nie miała wymaganej większości, więc zwykłą większością tylko wezwała go do ustąpienia. Kovacz nie posłuchał. Konflikt zaowocował najgłośniejszym skandalem w postkomunistycznej Europie Środkowej.

Syn prezydenta na początku lat 90. brał udział podejrzanych interesach na Zachodzie i w efekcie monachijska prokuratura ścigała go międzynarodowym listem gończym. Jednak do tamtej pory afera została nieco zapomniana. Do czasu, kiedy jego ojciec-prezydent nie wszedł w konflikt z Mecziarem. Ten postarał się o odświeżenie afery, aby skompromitować i zmusić do ustąpienia jego ojca. Pod koniec sierpnia 1995 roku nieznani sprawcy zatrzymali młodego Kovacza w drodze do pracy, pobili, wlali mu w usta butelkę alkoholu i w bagażniku przewieŹli do Austrii. Porzucili go przed komisariatem, dla pewności zadzwonili jeszcze na policję, aby poinformować, że pijany mężczyzna w samochodzie jest poszukiwany.

Porwanie wywołało eksplozję skandali. Rządzący odsuwali od śledztwa policjantów, którzy porywaczy poszukiwali między funkcjonariuszami tajnych służb, kontrolowanych przez Mecziara. Dopiero trzeci z kolei oficer śledczy domyślił się, o co jego przełożonym chodzi i sprawę umorzył ze względu na brak dowodów. (11)

Opozycyjne media prowadziły własne śledztwo i jego efektem jest, że teraz już nikt nie ma wątpliwości: młodego Kovacza porwały tajne służby. Nikt nie ma też wątpliwości, kto w samochodzie-pułapce zabił jednego ze świadków w tej sprawie.

Do tej serii skandali kolejny rozdział dopisał w 1999 roku sam Mecziar. Na początku 1998 roku skończyła się kadencja Michala Kovacza na fotelu prezydenckim i wobec niewybrania następcy spora część jego uprawnień przeszła na premiera. Jednym z pierwszych jego posunięć była amnestia dla wszystkich nieznanych sprawców, którzy brali udział w słynnym porwaniu i zabójstwie świadka. W ten sposób przyznał, że sprawcy to jego ludzie.

Utrata zaufania społecznego

Ostatni rząd Mecziara toczył wojnę ze wszystkimi: opozycją, mediami, aktorami, Kościołem, studentami, mniejszością węgierską. Brnął z jednej afery w drugą.

Mecziar cztery lata zapewniał, że chce integracji z Unią Europejską i NATO. W tym samym czasie ministrem obrony był reprezentant nacjonalistów, którzy w Unii i NATO widzą zepsuty i wrogi Zachód.

Jednego dnia premier zapewniał o konieczności dobrych stosunków z Czechami, nazajutrz opowiadał publicznie obrzydliwe dowcipy o Vaclavie Havlu. Podpisywał traktat z Węgrami, po czym rzucał propozycję "wymiany mieszkańców": Węgrzy ze Słowacji na Węgry, Słowacy z Węgier na Słowację. W telewizji grzmiał o katolicy Źmie, a jednocześnie tajne służby robiły rewizję w pałacu nieposłusznego biskupa. (12)

W efekcie skandali rząd Mecziara tracił autorytet międzynarodowy. Publicznie nie pokazywał się z premierem już niemal nikt poza Jelcynem i Miloszeviciem. Słowacja - kraj oficjalnie kandydujący do Unii - od połowy lat 90. miała nie obsadzone stanowisko ambasadora w Bonn. Zachód i środkowoeuropejscy sąsiedzi demonstracyjnie wspierali opozycję i prezydenta Kovacza. Na jego pożegnanie na Słowację zjechało w styczniu 1998 roku dziesięciu prezydentów. Mecziar demonstracyjnie zignorował kurtuazyjne zaproszenie na kolację i zamiast spotkać się z prezydentami, uroczyście otwierał nowe remizy w środkowej Słowacji.

Mecziar po kolejnych protestach i notach dyplomatycznych z Zachodu zapewniał, że wszelkie zastrzeżenia uwzględni. Chwilę póŹniej rzecznik prasowy jego partii mówił pod adresem Unii Europejskiej: - Hitler i Stalin też posyłali do nas najpierw noty protestacyjne, a potem czołgi.

Oczywiste były efekty takiej polityki: Słowacja, choć na przykład od Polski jest wyraŹnie bogatsza, wypadła z kolejki do NATO i Unii Europejskiej. Mecziarowcy twierdzili, że integracja się nie udała, bo opozycja popsuła Słowacji opinię na Zachodzie.

Droga do klęski

Narastająca gwałtowność i polityczne zdziczenie, nowomowa płynąca z państwowych mediów, ataki na kolejne grupy społeczne - wszystko to jednak wywoływało społeczny opór. O ile na antymecziarowskich demonstracjach jeszcze w 1995 roku spotykały się głównie nieduże grupki anarchistów, w 1998 roku były to już dziesiątki tysięcy Słowaków wszelkich przekonań, zawodów, pozycji społecznych. W połowie roku do ustąpienia wezwali premiera słowaccy psychiatrzy.

Budzili się nie tylko zwykli ludzie, ale i politycy. Cztery lata nieustannego "walcowania" w parlamencie i poniżania w publicznych mediach sprawiło, że opozycja poszła do wyborów zjednoczona przeciw Mecziarowi. Równolegle z samą kampanią wyborczą trwała "kampania obywatelska", prowadzona przez niezależne media i organizacje społeczne. Po kraju jeŹdzili pisarze, publicyści, dziennikarze.

Po Bratysławie chodzili młodzi ludzie w koszulkach z rysunkiem nawiązującym do "Parku Jurajskiego". Zamiast dinozaura był tam jednak Mecziar z podpisem "Świat zaginiony". Internet zapełnił się dowcipami o Mecziarze i jego partii. Specjalną stronę założono osławionym mecziarowskim służbom specjalnym.

Protesty środowisk niechętnych polityce rządu odniosły bardzo wymierną korzyść – stały się zalążkiem powstania antymecziarowskiej opozycji . Już w marcu 1997 roku partie prawicowe (liberałowie i chadecy) widząc niemożność jakiegokolwiek konstruktywnego samodzielnego działania utworzyły tzw. błękitną koalicję . Wspólne poczynania doprowadziły do tego, iż na jesieni tegoż roku uzyskała ona 30 procentowe poparcie, przy 24 procentowym dla HZDS-u. (13)

Do zwycięstwa pozwalającego efektywnie rządzić krajem potrzebna była jednak koalicja najszerszych sił politycznych od prawicy do postkomunistów . Jednak premier Mecziar nie miał zamiaru poddawać się bez walki , jeszcze przed wyborami starał się jak najbardziej utrudnić życie opozycji, m.in. w ostatniej chwili zmienił ordynację wyborczą. Nowa ordynacja stawiała wyjątkowo wygórowane warunki koalicjom, w których skupiła się większość przeciwników rządu. Opozycja z „partyjnych koalicji” musiała przekształcić się w „koalicyjne partie” o niezwykle skomplikowanych strukturach i dziwnych nazwach. Premier zyskał na tym bardzo dużo, gdyż przez kilka miesięcy liderzy opozycji nie mieli czasu na kampanię wyborczą.

Główną siłą opozycyjną była złożona z pięciu ugrupowań Partia Koalicji Demokratycznej (SDK), tworzą ją: Unia Demokratyczna (DU), Ruch Chrześcijańsko-Demokratyczny (KDH), Partia Demokratyczna (DS), Socjaldemokratyczna Partia Słowacji (SDSS) i Zieloni . Jednak ugrupowanie to łączył wyłącznie wspólny wróg. Brak spójności widać było w ostatnich dniach przed wyborami, kiedy tworzące je partie wiodły ze sobą otwartą wojnę o to, kto ma być wspólnym kandydatem na fotel burmistrza Bratysławy. Powodem wojny był fakt ,że Ruch na rzecz Demokratycznej Słowacji , skoncentrowany na wiejskim elektoracie, w stolicy miał śladowe poparcie i nie stanowił niebezpieczeństwa dla SDK. Właśnie dlatego wielu wróżyło jej szybki rozpad. Liderem koalicji , osobą najczęściej eksponowaną przez niezależne media został drugi po Czarnogurskim przywódca chadeków Mikulasz Dzurinda, ze względu na filigranową postawę i ciągoty populistyczne nazywany „małym Mecziarem . W kampanii wyborczej SDK ściągało na siebie najwięcej wściekłych ataków, głównie w państwowej telewizji.

Partią koalicyjną jest też Partia Koalicji Węgierskiej (SMK). Również ona została naprędce utworzona po tym, jak Mecziar zmienił ordynację wyborczą. Mieszali się w niej umiarkowani chadecy z Węgierskiego Ruchu Chrześcijańsko-Demokratycznego-(MKDH), liberałowie (Węgierska Partia Obywatelska - MOS) i radykalnymi narodowcy( ruch Egyuetteles - Wspólnota). Pomimo gorszących kłótni w czasie integracji partii raczej nie groził brak spójności. Nękana psychologiczną wojną i atakami na swoje swobody półmilionowa mniejszość węgierska bała się Mecziara jeszcze bardziej niż większość ich słowackich współobywateli. A było się czego bać, gdyż w 1996 słowacki premier zaproponował, podczas wizyty w Budapeszcie wymianę ludności na terenach zamieszkałych przez obie mniejszości. Dodatkowym faktem dyskredytującym ekipę Mecziara w oczach mniejszości węgierskiej było wspólne sprawowanie władzy razem ze Słowacką Partią Narodową (SNS) - ugrupowaniem agresywnych nacjonalistów , których głównym celem ataków była właśnie ta mniejszość.

Przeciw Mecziarowi wystartowała też Partia Lewicy Demokratycznej (SDL) , zreformowani postkomuniści z Bratysławy. To im HZDS ukradł najważniejszą część ich klienteli, czyli nomenklaturę. Postkomuniści bowiem w latach dziewięćdziesiątych nie mieli większych szans na zdobycie władzy, nie byli więc w stanie bronić interesów swoich naturalnych zwolenników. Po 1989 roku byłych „ partyjnych” wyrzucano z pracy, lustrowano, aż wreszcie władzę zdobył Mecziar i przez ostatnie cztery lata dokonał ich uwłaszczenia. Owa nomenklatura stała się obecnie jedną z najbogatszych grup społecznych w kraju i aktywnymi sponsorami działalności ruchu.1

Znaczną siłą na przedwyborczej scenie politycznej stało się Słowackie Porozumienie Obywatelskie (SOP) założone w lutym 1998 roku przez burmistrza Koszyc Rudolfa Schustra i byłego ministra spraw zagranicznych w rządzie Mecziara Pavla Hamżika .

Schuster przedstawił program narodowego pojednania, mówił o Słowacji , w której obecna władza i opozycja podejmą dialog ku lepszemu rządzeniu państwem. Próbował też oswajać elektorat Mecziara, powtarzając , że w samym Ruchu na pewno jest wielu uczciwych ludzi , że nie można wszystkich traktować jednako.

Pojednawczy program Schustra początkowo nie spodobał się ani demokratycznej opozycji , jak też koalicji rządzacej . SDK zaczęła uznawać SOP za piątą kolumnę mecziarowców , natomiast HZDS po okresie nagonki na demokratów za cel ataków upatrzył sobie właśnie ugrupowanie burmistrza Koszyc .

Kończąc opisywać największe stronnictwa polityczne jako ostatnie trzeba przedstawić poglądy i hasła przedwyborcze Ruchu na rzecz Demokratycznej Słowacji (HZDS) Vladimira Mecziara . Jego ideologia to szczególna wersja populistycznego nacjonalizmu, grającego na lękach i uprzedzeniach głównie starszych, niewykształconych ludzi. Kampania miała pokazywać premiera jako męża opatrznościowego narodu, któremu w uczynieniu Słowacji rajem na ziemi stale przeszkadzają: opozycja – propagując fałszywy obraz kraju w Europie i USA, UE i Stany Zjednoczone, które słuchając opozycji ingerują w politykę wewnętrzną niezależnego państwa, mniejszość węgierska pragnąca oderwać południowa część kraju oraz Czechy wieczny ciemięzca narodu słowackiego. Przedstawione tezy są pewnym sarkastycznym skrótem myślowym, w pełni jednak oddają ton i atmosferę obecne na wiecach Ruchu . A Mecziar pozował do fotografii na tle snopków ułożonych w serduszko. Naprędce finalizował centralne inwestycje rządowe. Pokazywał się w telewizji w towarzystwie zapraszanych z Zachodu gwiazd filmowych takich jak Ornella Muti czy J.P. Belmondo. Otwierał w ich towarzystwie autostrady, elektrownie a nawet szpital. (14)

Wszystko to wydawało się być dokładnie wyreżyserowane , toteż nikogo nie zdziwiły informacje prasowe ujawniające gaże zagranicznych gości. Konsekwencją tych nieprzemyślanych działań było zachwianie równowagi budżetowej kraju, tak żeby ratować budżet minister finansów musiał zaciągnąć kredyty w komercyjnych bankach Bratysławy oprocentowane na około 40 procent .1

Wielu obserwatorów uważało , że te wybory zadecydują o tym , czy Słowacja , na razie wykluczona z grupy państw kandydujących do Unii i NATO, dołączy znowu do swoich wyszehradzkich sąsiadów, czy też zacznie zmierzać ku rządom autorytarnym. Po skończeniu kadencji Kovacza i niemożności wybrania przez parlament nowej głowy państwa, takie stwierdzenia nie były pozbawione podstaw. (15)

Przegrane wybory

W przedwyborczych sondażach pierwsze miejsce dające zwycięstwo zajmowała HZDS, zbierając około 30 procent głosów, jednakże antyrządowa opozycja razem mogła liczyć na pozostałe 70 procent . Przejęcie władzy wydawało się prawie pewne, nie był jednak pewnym fakt czy premier Vladimir Mecziar zechce ją oddać . Do prasy bowiem przedostały się materiały z przedwyborczej konwencji HZDS-u, na której część działaczy debatowała nad sposobem unieważnienia wyników , gdyby Ruch nie otrzymał należycie wysokiego poparcia . Dodatkowo mnożyły się opowieści o zmuszaniu robotników zatrudnianych przez pracodawców związanych z HZDS-em do głosowania na Ruch. Na Słowacji jest to możliwe, gdyż każdy uprawniony do głosowania otrzymuje pocztą karty z nazwiskami kandydatów zgrupowanych na listach. Do urny wrzuca się tylko jedną kartę, tak więc pozostałe karty są jakby dowodem głosowania na jakąś listę. Możliwość manipulacji i niedemokratycznych zachowań jest więc spora. Pomimo powyższych nieprawidłowości i niepokojów związanych z uczciwością i równością wyborów, przebiegały one spokojnie. W ciągu dwóch dni do urn poszło około 85 procent uprawnionych do głosowania.

Wybory w Słowacji wygrał Ruch na rzecz Demokratycznej Słowacji (HZDS) Vladimira Mecziara zdobywając 43 mandaty i wygrywając rywalizację w środkowej typowo rolniczej części kraju. Drugie miejsce zajęła Słowacka Koalicja Demokratyczna (SDK) - 42 mandaty. Trzecia i w tym układzie decydująca była postkomunistyczna Partia Lewicy Demokratycznej (SLD; 23 mandaty). Kolejne miejsce przypadło Partii Węgierskiej Koalicji (SMK), która zdobyła 15 mandatów, o jeden mandat mniej uzyskała Słowacka Partia Narodowa (SNS). Niespodzianką okazało się 13 mandatów „wirtualnej” Partii Porozumienia Obywatelskiego (SOP) Rudolfa Schustra . 

Faktycznie to opozycja wygrała wybory parlamentarne, zdobywając 93 na 150 mandatów. Liderzy partii spotkali się 27 września i oświadczyli, że chcą wspólnie stworzyć rząd. Premierem został Mikulasz Dziurinda 43-letni inżynier transportu od lat związany z ruchem chadeckim, człowiek, którego postura i gestykulacja nie wzbudzają wielkiego respektu, ale który mimo to zdołał sformować wyjątkowo dobry rząd, ściśle biorąc, złożony z przedstawicieli dziewięciu stronnictw. Formalnie jest ich cztery: SDK (w rzeczywistości złożona z pięciu partii), postkomunistyczna SDL, węgierska Partia Koalicji Węgierskiej (SMK) i Partia Porozumienia Obywatelskiego . Kruchość koalicji utworzonej do walki z Mecziarem stanowi temat rozważań komentatorów politycznych. Rozdzierają ją wszystkie historyczne konflikty, typowe dla Słowacji.

Głownym spoiwem tej koalicji był Vladimir Mecziar, którego groźba powrotu mogłaby się okazać realna.

Rząd musiał wziąć się za kierowanie państwem, którego kasa jest pusta, a gospodarka rozgrabiona przez poprzednią ekipę. Rozmiary szkód przerosły najśmielsze oczekiwania, co dzień zaczęły wychodzić na jaw wielkie oszustwa. Minister zdrowia ogłosił, że sytuacja jego resortu jest katastrofalna, dziesiątki wielkich przedsiębiorstw, wśród nich okręt flagowy słowackiej gospodarki, Wschodniosłowackie Huty Żelaza, stoi na skraju bankructwa. Dlatego też pierwszymi z działań nowego gabinetu było odsunięcie od zajmowanych stanowisk osób odpowiedzialnych za katastrofalny stan gospodarki. Premier zapowiedział także lustracje decyzji prywatyzacyjnych oraz ponowne wyjaśnienie wielu bulwersujących opinie publiczną spraw zatuszowanych przez ekipę Mecziara.

Sam Mecziar po ogłoszeniu wyników Mecziar zrobił to, co zawsze: zniknął. Po Bratysławie zaczęła krążyć plotka, że rozgoryczony odrzuceniem naprawdę chce odejść z polityki. W końcu po kilku dniach w państwowej telewizji po dzienniku, tradycyjnie bez żadnej zapowiedzi oznajmiono, że za godzinę wystąpi. Gdy się pojawił - spokojny, smutno uśmiechnięty - nie krył żalu. W godzinnym wywiadzie oskarżył opozycję, że ma zamiar zrobić to wszystko, co on sam robił przez ostatnie cztery lata: że spacyfikuje państwowe media, że zdepcze politycznych oponentów, że rozkradnie państwo. Zwierzał się, że boi się o własne życie, że już były groŹby uprowadzenia jego wnuczka. - On w to wszystko naprawdę wierzy. Nie jest cynikiem, jest wariatem - powiedział Gazecie Wyborczej Milan Szimeczka.

Na koniec wywiadu premier z wilgotnymi oczami zaśpiewał żałobną pieśń ludową: "Z Panem Bogiem, ja odchodzę, nie skrzywdziłem nikogo z was". Nazajutrz słychać ją było w komercyjnych radiach od rana do wieczora, a słuchacze, jak Słowacja długa i szeroka, ryczeli ze śmiechu.

 

OSTATNI POWRÓT VLADIMIRA MECZIARA NA SCENĘ POLITYCZNĄ

Pierwsza tura wyborów prezydenckich

Wydawać by się mogło, że po klęsce w wyborach parlamentarnych i po wzruszającym pożegnaniu Vladimir Mecziar zniknie z politycznej sceny na dobre. Jednak tak naprawde chyba mało kto wierzył w to do końca. Okazało się, że Vlado powrócił jeszcze raz, tym razem po to, żeby starać się o fotel prezydencki, w pierwszych na Słowacji wyborach powszechnych. Mecziar wrócił i okazało się, że dalej jest darzony wcale niemałym poparciem społeczeństwa.

Jedną z pierwszych uchwał nowego słowackiego parlamentu była zmiana artykułu 101 konstytucji mówiącego w ustępie pierwszym, że prezydenta wybiera Rada Narodowa Republiki Słowackiej w tajnym głosowaniu na okres pięciu lat oraz w punkcie drugim, że do wyboru prezydenta wymagana jest większość trzech piątych głosów wszystkich posłów. Od tego roku prezydent będzie wybierany w wyborach powszechnych, a pierwszą elekcję głowy państwa ustalono na 15 maja 1999.

W wyborcze szranki stanęło dziewięciu kandydatów. Od samego początku najpoważniejszymi postaciami w drodze do urzędu byli Rudolf Szuster, burmistrz Koszyc i była ambasador Czechosłowacji w Wiedniu Magda Vaszaryova. Oprócz nich kandydował były prezydent państwa Michal Kovacz, szef lewicy Josef Migasz oraz Jan Slota przywódca skrajnie nacjonalistycznej Słowackiej Partii Narodowej. Jednak nagle do wyborów zgłosił się jeszcze jeden kandydat. Ten, który po przegranych wyborach parlamentarnych jesienią 1998 r. obraził się na wyborców i zapowiedział nawet odejście z polityki. Całymi miesiącami było o nim cicho, nikt nie wiedział nawet, gdzie mieszka i co robi. Vladimir Mecziar jednak w kwietniu pojawił się w Bratysławie i oświadczył, że będzie kandydował w wyborach prezydenckich. - Trzeba ratować Słowację! - zdradził swoje credo. (16)

Mecziar uległ namowom kolegów z Ruchu na rzecz Demokratycznej Słowacji (HZDS). W Ruchu istnieją dwa nurty: twardogłowych nacjonalistów i łaknących władzy i przywilejów pragmatyków. - Jednym i drugim, choć z różnych powodów, zależało, by Mecziar wystartował w wyborach - twierdzi redaktor naczelny tygodnika „Domino Forum” Sztiefan Hrib. Twardogłowi chcieli kampanii wyborczej i egzorcyzmów nad prozachodnim rządem, USA i NATO. Pragmatycy z kolei chętnie pozbyliby się Mecziara, z którym nikt na Słowacji nie chce rozmawiać. Liczą na to, że wówczas uda im się wyrwać z izolacji i dołączyć do jakiejś przyszłej koalicji rządzącej. - Chcą, żeby przegrał drugi raz z rzędu. To ma być jego definitywna kompromitacja i koniec. Przykra niespodzianka - mówi Hrib.

Już miesiące przed wyborami prezydenckimi na Słowacji wiadomo było, który z kandydatów zwycięży. Kandydatura Schustera była zapisana w umowie rządzącej koalicji w wyborach. Z psychologicznego punktu widzenia ważne wtedy było, aby po tamtych wyborach antymecziarowcy zostali razem. Właśnie to wykorzystał Schuster, aby zmusić koalicję do poparcia go w wyborach. - Słowacja potrzebuje głowy państwa, która nie będzie dzielić, ale łączyć - mówił w środę na kończącym kampanię wyborczą Schustera wiecu w centrum Bratysławy premier Mikulasz Dzurinda. Po premierze na wiecu wystąpili liderzy frakcji parlamentarnych, przewodniczący parlamentu, ministrowie. Wszyscy mówili o Europie i stabilizacji sceny politycznej. - Bo taki jest Schuster i taka jest Słowacja - wyjaśnia Martin Szimeczka. - Słowacy nie chcą wybierać kogoś, z kogo chcą być dumni, kto ma być od nich lepszy. To plebejski naród. Prezydent ma być jednym z nich. (17)

Schuster ma ponad 50 lat i szpakowate włosy, ze swoim ciepłym uśmiechem emanuje przeciętnością. Słowacy wiedzieli, że był członkiem KC Komunistycznej Partii Słowacji, a już po przewrocie cieszył się niemal do ostatniej chwili łaskami Vladimira Mecziara. - Jest daleki od ideału, ale nie da się powiedzieć, żeby był kompletnym łajdakiem. Dla przeciętnego członka tego społeczeństwa reprezentuje to, co ludzie zwykli określać zwrotem „porządny człowiek” - twierdził Szimeczka.

Absolutnym zaprzeczeniem Schustera była w słowackich warunkach eks-aktorka Magda Vaszaryova: dynamiczna, medialna, jedyna kobieta w galerii starszych panów. - Nie była w partii, nie kolaborowała z Mecziarem. Vaszaryovą popierają ludzie, którzy chcą radykalnego zerwania z niedawną przeszłością. Sondaże wskazują jednak, że na razie jest ich za mało na przełom.

Barw wyborom przydał obchodzący w tym roku dziesiątą rocznicę rozpoczęcia kariery Vladimir Mecziar. Od klęski w jesiennych wyborach parlamentarnych nie pokazywał się publicznie, nagle zdecydował się wystartować. Sam twierdzi, że chce ratować kraj przed katastrofą, w jaką niechybnie wciąga go rząd. Mecziar w społeczeństwie miał nadal sporą grupę wyznawców, ale raczej żadnych szans na jej poszerzenie, bo większość Słowaków zwyczajnie się go bała.

Tuż przed wyborami według sondaży agencji MVK Rudolf Schuster uzyskiwał 39,6 proc, Vladimir Mecziar 26,3 a Magda 17 proc.

Pierwszą turę wyborów 15 maja wygrał zdecydowanie i zgodnie z oczekiwaniami Rudolf Schuster. Drugi był Mecziar a trzecia Vaszaryova. W sondażach przeprowadzanych podczas wyborów uzyskiwali oni odpowiednio 42,5; 19,6 i 15,2 proc. Rzeczywiste wyniki jednak znacznie się różniły. Rudolf Schuster otrzymał 47,4 proc, Mecziar - 37,2 a Vaszaryova - 6,6 proc. W ten sposób Mecziar dostał znacznie więcej głosów, niż oczekiwano. - Zadziałał mechanizm kumulowania głosów - twierdził socjolog Vladimir Krivy. Jeszcze na miesiąc przed wyborami sondaże pokazywały, że co najmniej czterech kandydatów przynajmniej zbliży się do granicy 10 proc. Im bliżej jednak było głosowania, tym lepiej wyborcy widzieli, że szanse ma tylko dwóch. - Dlatego 15 maja mieliśmy zamiast wyborów referendum o Mecziarze. Już drugie, bo pierwszym były jesienne wybory parlamentarne - mówił Krivy.

Chociaż Rudolf Schuster wygrał zdecydowanie, to wynik pierwszej tury nikogo nie ucieszył. - Okazuje się, że dla miliona ludzi w naszym kraju mecziaryzm, ta antyzachodnia i antyliberalna mieszanka populizmu, nacjonalizmu, makiawelizmu, brutalności i zwykłego chamstwa, nie tylko nie jest wstrętny, ale wręcz uważają go za pożądany” - mówił po wyborach radiowy komentator. - I ci ludzie nie znikną, nie zapadną się nagle pod ziemię - konstatował Szimeczka. Jego zdaniem po euforii jesiennych, wygranych przez demokratów wyborów w maju przyszło otrzeŹwienie. - Położyliśmy Mecziara do grobu, a teraz się okazało, że to zombie, żywy trup, który z tego grobu wstał i straszy ludzi. I to chyba nie po raz ostatni.

Jednak analitycy podkreślali, że Mecziar nie zyskał żadnej nowej grupy wyborców. Cały czas popierali go ci sami wierni: niewykształceni, przeważnie starsi ludzie, mieszkańcy małych miejscowości. Ten elektorat będzie z czasem topniał, ale to potrwa - przyznaje.

Wszyscy eksperci zgodnie podkreślają, że poza tą grupą wyznawców pozostali Mecziara nie cierpią, boją się go i przeciw niemu są gotowi poprzeć kogokolwiek. Właśnie ten mechanizm zapewnił Schusterowi sporą przewagę, za to kosztował kompromitującą porażkę Magdę Vaszaryową. Tę znaną aktorkę popierały w wyborach inteligenckie, antykomunistyczne środowiska z dużych miast, nazywane „prawicą obywatelską”, co na Słowacji oznacza zarówno konserwatystów i chadeków, jak i ludzi o przekonaniach liberalnych. - Za komuny nie była w partii, a potem nie miała nic wspólnego z Mecziarem - brzmiała najczęstsza odpowiedŹ na pytanie, dlaczego właśnie ona. Ludzie, którzy na nią głosowali, chcieli zmian: nowego klimatu, nowych elit, nowej polityki. Prawica nie może zapomnieć Schusterowi, że w latach 80. był w KC Komunistycznej Partii Słowacji. Zarzuca się mu i to, że jeszcze dwa lata temu na szczeblu lokalnym, w Koszycach, szedł na kompromisy z mecziarowcami, a nawet szukał ich poparcia.

Okazało się więc, że w drugiej turze wyborów w szranki staną Schuster i Mecziar. W przeprowadzanym tuż po wyborach sondażu agencji UVVM Rudolf Schuster miałby dostać 55,9 proc a Vladimir Mecziar - 39,6 proc.

Druga tura i ostateczna klęska

Kampania przed drugą turą wyborów była nerwowa i nie brakowało w niej skandali.

Tuż po pierwszym głosowaniu bliżej nieznana komunistyczna grupa Zemsta groziła śmiercią faworytowi II tury Rudolfowi Schusterowi. Dostawał on anonimowe listy z pogróżkami. Członkowie Zemsty żądają od Schustera, by wycofał się z rywalizacji o fotel prezydenta. Przyznają się też w listach do kilku wcześniejszych, dotychczas niewyjaśnionych zabójstw słowackich przedsiębiorców. Wiele środowisk przypisywał tę akcję Mecziarowi. Grożąca Schusterowi Zemsta określa się jako organizacja komunistyczna i z mecziarowcami się nie identyfikuje. W opinii Zemsty kandydat koalicji, w latach 80. członek KC Komunistycznej Partii Słowacji, „zmienia koszule, marynarki i poglądy” oraz okłamuje obywateli. (18)

Vladimira Mecziara poparł były premier Czech Vaclav Klaus. - Myślę, że Słowacja powinna wybrać kandydata, za którym jest określona grupa światopoglądowa, polityczna idea - powiedział przewodniczący niższej izby czeskiego parlamentu słowackiemu dziennikowi „Narodna Obroda”. - Do tej kategorii należy Vladimir Mecziar.

Niektórzy zastanawiali się, czy Mecziarowi nie pomoże zapowiedziany przez rząd tuż przed drugą turą program oszczędnościowy. Wymusiły go fatalne wskaŹniki gospodarcze, pozostawione po czterech latach premierowania Mecziara, m.in. ogromny deficyt budżetowy i deficyt w handlu zagranicznym. Rząd zapowiedział m.in. opodatkowanie importu, podwyżki cen energii, gazu, ciepła, czynszów, przejazdów oraz głębokie cięcia socjalne. Konkretów nie było, ale opozycja zacierała ręce: „Bezradność koalicji rządzącej...” - pisał jej dziennika „Slovenska Republika”.

Jego wprowadzenie po miesiącach przepychanek wymusił upadek korony, tyle że w najgorszym momencie: 10 dni przed drugą turą. W wyborach liderem był kandydat koalicji Rudolf Schuster. Miał ponaddziesięciopunktową przewagę w sondażach nad liderem opozycji, Vladimirem Mecziarem.

Analitycy jednak twierdzili, że nie wpłynie to na zwiększenie poparcia dla Mecziara.- Nie sądzę, żeby ogłoszenie przez rząd programu oszczędnościowego pomogło Mecziarowi w wyborach - mówił Gazecie Wyborczej analityk Instytutu Praw Publicznych Michal Vaszeczka. Choć premier Mikulasz Dzurinda zapewnia, że reformy, w tym podwyżki wystartują już 1 czerwca, ich skutki we własnych portfelach ludzie odczują dopiero za parę miesięcy. - Wielbiciele Mecziara poprą go tak czy inaczej, a reszta się go boi. (19)

Choć przeprowadzane sondaże wyraŹnie wskazywały na zwycięstwo Rudolfa Schustera w drugiej turze prasa tuż przed głosowaniem nie kryła obaw przed jego konkurentem Mecziarem. Ostatni sondaż, ogłoszony jeszcze przed ciszą wyborczą, potwierdził dane z poprzednich miesięcy: Schustera poparło 55,9 proc. badanych, Mecziara 39,6 proc. Socjologowie byli zgodni, że spora część wyborców odda dziś na niego głos tylko dlatego, żeby nie dać szans jego konkurentowi. Wieloletnie premierowanie Vladimira Mecziara pamięta się jako pasmo kryminalno-finansowych skandali i nieustającą, często brutalną wojnę ludzi władzy z opozycją, mediami, mniejszościami narodowymi.

- Oby tylko ludzie nie założyli z góry, że Schuster i tak wygrał - martwił się publicysta dziennika „Pravda” Martin Hric. - Pogoda jest piękna, mogą zamiast do urn pojechać na działki. Te obawy dotyczą głównie wyborców prawicowych, którzy na byłego aparatczyka Schustera i tak głosują z ciężkim sercem.

Ordynacja wyborcza przewiduje, że jeśli jeden z kandydatów przed II turą się wycofa, w wyborach musi za niego wystartować ten, który w I turze był trzeci. Gazety były pełne spekulacji, czy tych przepisów nie wykorzysta Vladimir Mecziar. Gdyby wycofał się na parę godzin przed rozpoczęciem głosowania, II tura mogłaby się w ogóle nie odbyć, bo nikt by nie zdążył wydrukować kart wyborczych z nazwiskami Schustera oraz Magdy Vaszaryovej (dwa tygodnie temu była trzecia z 6,6 proc. głosów). Manipulowanie wzorem karty wyborczej ma u mecziarowców swoją tradycję: w 1997 w ten sposób doprowadzili do unieważnienia referendum o wejściu kraju do NATO i sposobie wyboru prezydenta.

Szef MSW Ladislav Pittner poinformował jednak wtedy, że z obawy przed manipulacjami wydrukowano trzy rodzaje kart do głosowania. Na jednej był Schuster i Mecziar, na drugiej Schuster i Vaszaryova, a na trzeciej Vaszaryova i Mecziar. - Na wypadek, jakby Schusterowi się coś stało - skomentował to dziennikarz Wolnej Europy Milan Żitny.

Sondaże jednak sprawdziły się i druga tura wyborów prezydenckich poszła po myśli antymecziarowców. Pierwszym prezydentem Słowacji wybranym w bezpośrednich wyborach został kandydat rządzącej koalicji Rudolf Schuster. W sobotę, 29 maja 1999 roku zdobył 57,2 proc. głosów, pokonując byłego premiera Vladimira Mecziara (42,8 proc.), przy wysokiej, ok. 75-proc. frekwencji. - Dziękuję narodowi słowackiemu i żyjącym tu mniejszościom, że na mnie głosowali - mówił po ogłoszeniu wyników Schuster. Właśnie problem mniejszości był centralnym punktem kampanii wyborczej. Nowy prezydent - opowiadający się za integracją z NATO i UE - jest z pochodzenia Niemcem ze Spiszu i głośno to podkreśla. Zdobył ponad 90 proc. głosów w południowej części kraju, gdzie żyje pół miliona Węgrów - tam głosowali na niego również Słowacy, którzy przez stulecia przyzwyczaili się do węgierskiego sąsiedztwa. Byli oni odporni na propagandę nacjonalistów Mecziara, którzy od tygodni w kampanii wyborczej powtarzali „mniejszość nie może narzucać Słowakom prezydenta”. Większość Słowaków wybrała Rudolfa Schustera na prezydenta nie dlatego, że jest tak popularny, ale by zagrodzić drogę powrotu do władzy Mecziarowi. Zagłosowali bardziej przeciw chaosowi, politycznemu zamordyzmowi i złodziejstwu, z którymi utożsamiany jest były premier Mecziar, niż za Zachodem, demokracją, Unią Europejską i NATO, które obiecuje Słowakom Schuster.

Wybory te pokazały, że antyzachodnia, autorytarna mniejszość jest na Słowacji zjawiskiem znaczącym. Elektorat Mecziara, głównie ludzie starsi, choć nie powiększa się, nie zniknie z dnia na dzień, nawet gdy zniknie sam Mecziar. Te dwa światy w jakiś sposób muszą się wspólnie nauczyć żyć, a przy tak silnej opozycji integracja Słowacji ze strukturami euroatlantyckimi może okazać się procesem długotrwałym i wcale niełatwym. (20)

Schuster złożył ślubowanie 15 czerwca 1999 roku. Po 470 dniach bezkrólewia Słowacja znów miała prezydenta. Uroczystość odbyła się bratysławskiej filharmonii. Mecziar, jedyny z osobistości życia publicznego, nie przyszedł na zaprzysiężenie. Przybyło na nią za to wiele głów państwa z wielu krajów.

 

PODSUMOWANIE

Wybory prezydenckie były ostatnim incydentem w dotychczasowej drodze politycznej Vladimira Mecziara. Są dla niego wykluczeniem z kręgu osób mających wpływ na kierowanie państwem. Dla Słowacji były kolejnym krokiem ku pełnej stabilizacji systemu politycznego. Póki co stał się on przejrzysty, niekonfliktogenny. Sytuacja ta prawdopodobnie przybliży Słowację do członkostwa w Unii Europejskiej i NATO. Rudolf Schuster stwierdził, że nigdy nie dopuści do powstania sytuacji, która miała miejsce w latach 1994-1998. Czy uda się mu to?

Mecziar usunął się w cień. Czy jednak na zawsze? Jego dotychczasowe zachowanie wskazywałoby raczej na to, że Słowacja i świat jeszcze o nim usłyszy. A może nie? Może okaże się, że nawet najwierniejsi jego dotychczasowi zwolennicy przejrzą na oczy i zapomną o nim a raczej nie będą chcieli go pamiętać? W każdym razie wypada im tego życzyć z głębi serca.

Przypisy

1. Neurotyczne społeczeństwo... M. Szimeczka, GW 1998.09.26

2. Żelazny Vlado. Tomasz Maćkowiak, GW 1999.01.08

3. Tamże

4. Słowacka nieoczywistość. M. Szimeczka, GW 1998.09.26

5. Nie odejdzie bez walki. Marian Leszko, GW 1995.05.13

6. Tamże

7. Zakładnik własnej Schizofrenii. Rudolf Chmel, Gazeta Środkowoeuropejska 1995.01.15

8. Żelazny Vlado. Tomasz Maćkowiak, GW 1999.01.08

9. Sezon w snach. Lajos Grendel, Gazeta Środkowoeuropejska 1994.12.10

10. Słowacka neuroza. M Szimeczka, GW 1994.11.05

11. Mądry Słowak po szkodzie. Milan Kruml, Gazeta Środkowoeuropejska 1994.02.18

12. Słowacka neuroza. M Szimeczka, GW 1994.11.05

13. Żelazny Vlado. Tomasz Maćkowiak, GW 1999.01.08

14. Tamże

15. Siła zastoju. M Szimeczka, GW 1999.05.27

16. Osaczanie Mecziara. Tomasz Maćkowiak, GW 1999.05.29

17. Plebejski prezydent. Tomasz Maćkowiak, GW 1999.05.14

18. Wycofaj się, bo zginiesz. Tomasz Maćkowiak, GW 1999.05.20

19. Korona jednoczy rząd. Tomasz Maćkowiak, GW 1999.05.20

20. Trudna droga bez Mecziara. Tomasz Maćkowiak, GW 1999.05.31

 

 

Wykaz Źródeł

 

I . Pozycje książkowe

Piotr Wandycz , Cena wolności ,Wydawnictwo ZNAK , Kraków 1995 .

Stanisław Sagan , Konstytucja Republiki Słowackiej – tłumaczenie i opracowanie, Biuro Wydawnictw Prawniczych „POLBOD” Katowice 1993

II . Wykaz czasopism

1.Gazeta Wyborcza roczniki 1994 , 1997 –1999

2. SME wybrane egzemplarze 1997 – 1999

3.Plus 7 DNI wybrane egzemplarze 1995


1 T . Maćkowiak , Demokratyczna opozycja „Gazeta Wyborcza” nr 226 , 26-09-1998 .

1 T .Maćkowiak ,Żelazny Vlado ...

2 T .Maćkowiak , Gdzie jest Mecziar ? „Gazeta Wyborcza” nr 228 , 29-09-1998 .

1 Relacja ustna uzyskana w dniach 1-3 maja 1999 ...